poniedziałek, 8 czerwca 2015

Jak zostać cukierniczką omijając opcję szkoły zawodowej?

Po sławetnym momencie "olśnienia!", postanowiłam działać. Oby szybciej,  niesiona na fali entuzjazmu, przebierałam nóżkami na samą myśl podjęcia kroków ku przybliżeniu sobie celu, rozjaśnieniu tego, co jeszcze za mgłą. Z wrażenia pół nocy nie mogłam spać. 

Wcześniej, jeszcze przed tym wszystkim, myślałam, że na spokojnie zacznę szukać pracy, bez ciśnienia. Chciałam odpocząć i nadrobić towarzyskie zaległości, które spiętrzyły się przez półroczny pobyt za Oceanem i sześciogodzinną różnicę czasową. Cieszyłam się odzyskaną niezależnością i bliskimi, z którymi w końcu mogłam porozmawiać bez pośrednictwa kamery. Jednak od momentu, w którym zrozumiałam, czego chcę - wszystko odwróciło się o 180 stopni.

Pierwsze kroki skierowałam do Powiatowego Urządu Pracy - nie, nie byłam naiwniarą, która sądziła, że bez żadnego doświadczenia zatrudnią mnie w cukierni - aż tak mnie nie poniosło. Po pierwsze zarejestrowałam się, żeby być ubezpieczoną, a po drugie - byłam żądna informacji. ("Ola na tropie..." ;) ) Znalazłam Panią odpowiedzialną za szkolenia i wytłumaczyłam, że zamierzam się przebranżowić. To jeszcze Pani nie zdziwiło. Jednak, gdy usłyszała, że zamierzam zostać cukierniczką (bardzo mi się podoba to określenie) - na chwilę zamarła, a potem zaczęła działać. Bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło - jej entuzjazm i chęć współpracy. Do tej wizyty się trochę przygotowałam, poszperałam w Sieci i znalazłam fajny akrtykuł:


W skrócie: można złożyć wniosek o szkolenie aktywujące, jednak obowiązuje dość absurdalna procedura, która wymaga, aby osoba idąca na taki kurs, dołączyła oświadczenie od firmy związanej z cukiernictwem, która deklaruje, że (po zdanym egzaminie czeladniczym) nas zatrudni. 

Artykuł ten mnie trochę wystraszył, bo jego autorka, w odróżnieniu do mnie, robiła piękne torty artystyczne, miała portfolio, którym ja na ten moment nie mogę się pochwalić, więc tym bardziej nie widziałam opcji, że jakiś cukiernik ochoczo zgodzi się mnie zatrudnić.

ALE... Wątpliwości rozwiała miła Pani od szkoleń - okazało się, że jeśli dobrze uargumentuję wniosek, to i bez potencjalnego pracodawcy, mogę się starać o dofinansowanie. Poczułam chwilową ulgę, ale zaraz się okazało, że wszystko pięknie, ale takich kursów w najbliższym czasie, w okolicy nie ma. Znowu byłam w kropce - nie wyobrażałam sobie być zarejestrowaną X czasu i czekać na moment aż pojawi się jakaś możliwość poszerzenia wiedzy. A, jak wiadomo, jeśli w międzyczasie podjęłabym zatrudnienie - przestaję być zarejestrowana w PUP... 

Zaczęłyśmy więc szukać innych możliwości - wcześniej dowiedziałam się, że inną drogą ku osiągnięciu celu jest Kwalifikacyjny Kurs Zawodowy, który można realizować zaocznie przez trzy semestry. Najbliższy? W Toruniu. Tutaj się, oczywiście, szeroko uśmiecham, gdyż studiowałam w tym mieście i bardzo je lubię, ALE. Po pierwsze - nawet jeśli  Urząd pokryje koszt kursu (też nie cały, ale większą jego część) - pozostają do opłacenia dojazdy, noclegi oraz inne koszta związane z nauką w mieście oddalonym o 300 km od Goleniowa. Po drugie - połączenia są fatalne, dojazd zajmuje od 5,5h do 9h i zaliczam przynajmniej dwie przesiadki. Po trzecie - aby się uczyć, muszę pracować, a kto zatrudni mnie tylko od poniedziałku do czwartku (w pt muszę już wyruszać w podróż)? Toruń postanowiłam porządnie przemyśleć.

Podziękowałam Pani za zaangażowanie, ustaliłyśmy, że będziemy się informować, jeśli pojawią się jakieś nowe możliwości, a tymczasem podreptałam do mojej urzędowej opiekunki umówić się na profilowanie. "Pitu - pitu,  a wie Pani, chcę być cukiernikiem itp. itd." Swoim intymnym wyznaniem zaskoczyłam kolejną osobę w tym miejscu. ;) Dowiedziałam się jednak, że istnieje jeszcze inna opcja związana z omawianym dziś tematem. Mogę zatrudnić się w cukierni, nawet jako pomoc, i po udokumentowanych trzech latach, mam możliwość podejścia do egzaminu czeladniczego.To też był jakiś pomysł.

Wyszłam z urzędu nieco rozczarowana, ale tym bardziej zdeterminowana, że na przekór wszystkiemu, uda mi się zrealizować swoją wizję mojej zawodowej przyszłości.

Jakie było moje zdziwienie, gdy po godzinie dostałam telefon z PUP, czy nie jestem zainteresowana pracą na czas przedświąteczny w największej w regionie piekarni - cukierni... Uradowana, bez mrugnięcia okiem, się zgodziłam i już kilka dni później zostałam... "pakowaczem zajączków". ;)


...ale o tym napiszę w następnym poście. (Wiem, że to fascynujące i nie możesz się doczekać, ale uzbrój się w cierpliwość - warto!)



Miłego wieczoru, 
Ola


PS Dziękuję Ci za pozytywny odbiór poprzedniej notatki, to dodaje skrzydeł i jeszcze bardziej się chce!

4 komentarze:

  1. Ola! Wspieram Cię całym sercem! Do odważnych świat należy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba bardziej powinno to brzmieć jak zostać cukiernikiem i myślę, że ta forma byłaby prawidłowa. Jeśli chodzi już o cukierniczkę to ja polecam kupować ją w https://duka.com/pl/kawa-i-herbata/cukiernice-i-mleczniki gdyż moim zdaniem, jest to najlepsze miejsce do tego typu zakupów.

    OdpowiedzUsuń