Dwa lata temu ostatecznie porzuciłam studiowanie polonistyki (7 lat, słownie: siedem) i, przez potężny kryzys w życiu osobistym, spędzałam całe dnie na gapieniu się w ścianę i myśleniu o sobie w jak najgorszych kategoriach. Totalnie nie wierzyłam w swoje siły, przestałam walczyć o cokolwiek, nie widziałam żadnej, absolutnie żadnej, przyszłości.
Rok temu o tej porze stresowałam się przed spotkaniem w amerykańskiej Ambasadzie, gdzie starałam się o wizę do Stanów. Miałam w planach wyjechać tam na pół roku, by spełnić marzenie o wizycie w Nowym Jorku, odkuć się finansowo i przemyśleć, co dalej.
A dziś?
Pobyt za Oceanem otworzył mi oczy na wszystkie możliwości, w których mogę przebierać. Poznałam, słyszałam o ludziach, którzy zmieniają swoje życie nawet po pięćdziesiątce, bo przecież zostało im jeszcze przynajmniej 15 lat życia zawodowego. Zrozumiałam, że to mój czas, poczułam, że potrzebuję zmiany - spokojnej, przemyślanej strategii, a wtedy żaden cel mi nie straszny. I zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, w czym się sprawdzam, co lubię, co mnie interesuje, a czego absolutnie nie chcę.
/Tutaj następują fanfary i strzelają korki od szampanów, którymi oblewamy się nie gorzej niż zawodnicy Formuły 1 po wygranym wyścigu./
Mam to! Wiem!
Wielka ulga, szczęście, nieco strachu, determinacja.
Nie chcę pracować z dziećmi do emerytury (a tak się to zawsze składało, to ta branża mnie niespostrzeżenie wciągnęła).
Nie chcę pracować na ciepłej posadzce, z mieszkaniem na kredyt w tle, samochodem na raty i cieszyć się, że mam umowę o pracę - choć to wszystko jest ważne i absolutnie tego nie potępiam, ale to nie dla mnie.
Czego chcę?
Otworzyć własną cukiernię za pięć lat.
Wymyślać receptury, próbować, ciągle uczyć, dopieszczać. Być na swoim z pełną świadomością wielu trudności i wad takiego rozwiązania.
Za dziesięć lat mieć dwie cukiernie i stałych klientów, móc podróżować i dokrywać nowe smaki, które będą mnie inspirować, nakręcać, dawać kopa!
A przede wszystkim: wciąż robić to, co lubię, do czego mam talent, pracować nie pracując (bo jak nazywać pracą pasję?) i mieć z tego przyjemne pieniądze.
Jak to zrobię?
O tym w następnym poście, bo to wcale niełatwa sprawa, wymagająca nakładu sił i chęci.
Ale wszystko to mam, więc się nie martwię. :)
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zdecydujesz się towarzyszyć mi w tym szalonym czasie.
A zapowiada się on naprawdę ciekawie! Zostaniesz?
Odważ się! Od - branż się!
Przyjemnego wieczoru,
Ola
Wciągnęłam się i zostaję. W końcu to nasz nie pierwszy blogowy raz :P
OdpowiedzUsuńA jak będziesz miała czas i ochotę to zapraszam do Warszawy. Pójdziemy do Ciastkowa, dla dobrego przykładu :P
http://ciastkowo.pl/
OdpowiedzUsuńOd-ważnie :)
OdpowiedzUsuńPomyślnych wiatrów - trzymam kciuki :)