niedziela, 8 listopada 2015

po pięciu miesiącach... (uwaga, dużo prywaty!)

Cześć, co tam? Bardzo się cieszę, że znowu mogę napisać kilka słów. Zacznie się pesymistycznie, ale z każdym akapitem będzie tylko lepiej, zapewniam. :)

Tak się porobiło, że rozchorowała się moja ukochana psina - Fionka i jest po operacji.  Rany goją się kiepsko, u weterynarza bywam częściej niż kiedykolwiek wcześniej, a codzienna pielęgnacja zajmuje mi wcale niemało czasu. I, o ile opanowuję chęć spanikowania, to jednak się martwię.

Moja Mama, z którą dzielę dom i samochód ;) przez trzy tygodnie walczyła z zapaleniem płuc (wygrana!), na mojej głowie były więc zakupy, przeglądy, apteki. Na szczęście, wygląda na to, że wszystko już wraca do normy. 

Jakiś czas temu odezwało się moje (przez jakiś czas uśpione) społecznikowskie zacięcie  i rozkazało mi wysłać zgłoszenie do Szlachetnej Paczki. Co miałam zrobić... Nawet z tym za bardzo nie walczyłam. Mój ostatni flirt z fundacją charytatywną to zamierzchła przeszłość i, co tu kryć, najzwyczajnie w świecie tęskniłam. :-) To teraz mam - roboty po pachy, gubienie się na leśnych ścieżkach w poszukiwaniu bloku w środku głuszy, mnóstwo telefonów i smsów na linii Lider - ja, a na deser - pierdyliard papierologii do poduszki. Na szczęście, zapominam o tym w jednej sekundzie, gdy wklepuję do systemu rodzinę, która, również dzięki mnie, dostanie super paczkę (od 21.11 otwierają się nasze bazy - zapraszam!). I wiem, że ONI zasługują. Że zajebiście będzie zawieźć IM pakunki, a wcześniej spotkać się z Darczyńcami w takim wspólnym, euforycznym poczuciu robienia czegoś więcej, czegoś fajnego i realnie wspierającego. Dobra, spokojnie, bo się podnieciłam.

(Trzy pierwsze akapity, to odpowiedź na Twoje marudzenie, dlaczego taka cisza nastała. ;-) Następny będzie odpowiedzią na trucie o notkach, które niebawem się nie pojawią.)

I teraz już nie wiem, jak napisać o kolejnej sprawie, żebyś nie stwierdził/a, że się strasznie przechwalam, ale, w sumie, jak mnie lubisz, to się ucieszysz, a jak nie lubisz, to się goń. ;) Co robisz 5.12? Ja spełniam marzenie o cieple w zimie i lecę do Maroka. Pierwszy grudniowy urlop i od razu z przytupem. Lecę z walniętą kuzynką, bilety kupione, hotel opłacony, a na resztę nie mam czasu (patrz akapit 1,2,3), więc - znając nas - będzie radosna improwizacja. Wracam 12.12, a dzień później jadę do "moich" Rodzin z paczkami. Jak tu pisać o tym spokojnie?  Nie da się! (Ochłoń, dziewczę, to aż niezdrowe).



I teraz clou: nadal piekę, rozwijam się, kupuję akcesoria, staram się robić jakieś foty. Na chwilę zeszło to na drugi plan, ale liczę, że wszystko się uspokoi, pies się wyleczy, Paczki będą rozdane, a ja będę mogła opisać to, czym się zajmuję, co tam kleję w czwartkowe popołudnia itp. Bo to wszystko trwa, tylko brakuje liter skrojonych na miarę... Postaram się szybko sfastrygować parę słów przed Świętami, a od stycznia szyć już na całego historię o pewnej takiej, co to zamiast polonistką, chce być cukieniczką. 




Spokojnego, niedzielnego wieczoru życzę i dziękuję, że wytrwałeś aż do tego momentu. :)

Ola



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz